Jak reagować, gdy dziecko nie chce jeść. Część 3: Niemowlęta z rozszerzaną dietą i starszaki – zdrowe „niejadki”.

Osobiście, nie znam gorszego uczucia, niż frustracja rodzica, który, mimo wysiłków, nie może nakarmić swojego dziecka. Wiem, jak to jest, gdy całe życie rodzinne kręci się wokół przygotowywania i podawania posiłków. Atmosferę w domu determinuje ilość zjedzonego przez dziecko obiadu. Są dwa możliwe rozwiązania tego problemu: albo dziecko zacznie jeść, albo rodzic nabierze pewności, że wszystko jest w porządku i … odpuści. 

A może diabeł tkwi w szczegółach? 

1. Fotelik do karmienia. 

Czy ktokolwiek w domu, poza dzieckiem, zjada swoje posiłki w foteliku? Wiadomo, fotelik gwarantuje bezpieczeństwo i odpowiednia pozycję podczas posiłku, ogranicza również strefę bałaganu, warto z niego korzystać. Jednak małe dzieci szybko odkrywają, że pozostali domownicy jedzą w innych „okolicznościach”, przy wspólnym stole. Czy Twoje dziecko zjada swój obiad przed czy po Waszym posiłku? Ano właśnie, a może chętniej jadłoby razem z Wami? Chyba, że nie jadacie wspólnie ze względu na rytm dnia. A szkoda, może warto spróbować? Dostawiamy fotelik do wspólnego stołu i jemy! Jeśli nie jest to możliwe dla wszystkich członków rodziny, to może chociaż jedno z Was zechce zjeść swój obiad w miłym towarzystwie dziecka? Tylko mi nie mów, że ktokolwiek z Was zjada posiłki na fotelu przed telewizorem lub „na kolanie”, wpatrzony w telefon! Młody człowiek w mig zorientuje się, że ktoś tu wymaga od niego, a nie od siebie samego! 

2. Ta miseczka w króliki.

Przyznaj się, myślałaś, że okaże się hitem, zwłaszcza z tą antypoślizgowa przyssawką! Podobnie jak ekstrabezpieczne plastikowe łyżeczki, zmieniające kolory. A teraz możesz z czystym sumieniem stwierdzić, że na Twoje dziecko nie działają kolorowe sztućce i talerzyki. A próbowałaś podać mu jedzenie na takich samych talerzach i tymi samymi sztućcami, co reszcie rodziny? Oczywiście z pełną kontrolą bezpieczeństwa. A jeśli to dla Ciebie nieprzekraczalna granica, rozumiem i szanuję, ale … czy na pewno wypróbowałaś już wszystkie dostępne na rynku i absolutnie żadne nie przykuwają jego uwagi? Kombinuj!

3. No nie, znowu obiad.

Z czym kojarzy Ci się pora karmienia dziecka?Ja wspominam czas karmienia niejadka jako koszmar. Serio, wtedy wolałabym dać sobie borować zęba lub pobrać krew. Kiedy zbliżał się ten moment, robiło mi się “gorzej”. Kiedy operacja zakończyła się fiaskiem, miałam ochotę wyć do księżyca lub tłuc gitarą o ścianę. Pomyślałaś, że Twoje dziecko może mieć do tego podobny stosunek? Znowu ten fotel, łyżka, leci samolocik, nerwy, stres, mina i ton głosu mamy. Pamiętam do dziś, jak mój syn otworzył oczy ze zdumienia, gdy pierwszy raz mu odpuściłam. Nie chcesz? Ok, spróbujemy później. Z uśmiechem i luzem. Spróbowaliśmy jeszcze osiem razy. A za dziewiątym zjadł ze smakiem i uśmiechem. A potem już za szóstym, trzecim, każdym. Odpuść. Efekt będzie ten sam, “jak ma nie zjeść to nie zje”, a Ty zaoszczędzisz czas i nerwy.

4. Ta porcja to dla mnie czy dla wojska?

„Nałożę mu dużo, zje tyle ile zechce, będę mieć pewność, że się najadł”, myślałam sobie. W ten sposób odebrałam swojemu dziecku szansę na satysfakcję ze zjedzonego posiłku. Widząc nieprzebrany ogrom jedzenia, odpuszczał już na starcie, pewny, że nie da rady. Nałóż na talerzyk niewielka ilość, a w zanadrzu miej podgrzaną większą porcję (wiem co pomyślałaś – optymistka! Ja też nie wierzyłam, że doczekam dnia, gdy mój syn zawoła o dokładkę). Ta radość w oczach dziecka, gdy patrzy na wyczyszczony talerzyk i mówi „nie ma”, bezcenne. Chętnie powtórzy swój wyczyn kilkukrotnie podczas posiłku, a jak dostanie przy tym brawa, to sukces murowany. No dobra, może niekoniecznie murowany. Ale przynajmniej kolejny punkt na liście potencjalnych przyczyn – odhaczony. 

5. Niech zgadnę, zupka? 

Łosoś w pomidorach, risotto z brokułami, schabik ze śliwką … mniam, jakie pyszności serwujesz swojemu dziecku. Ale zaraz, dlaczego wszystkie wyglądają tak samo? Zawsze słoiczek lub ta sama miseczka, łyżeczka, zawsze papka, zawsze czuć w niej marchewkę? Ewentualnie, kaszkę lub mus owocowy? A u was na talerzu takie cuda i wasze jedzenie wygląda na ciekawsze zajęcie niż tylko otwieranie buzi! Ja się zgadzam, że istnieją dzieci, które ze smakiem wsuwają zblendowane papki i gotowe słoiczki. Bardzo zazdroszczę ich rodzicom, sama wykarmiłam starsze dziecko słoiczkami i taki sam plan miałam względem młodszego. A tu psikus. Syn zjadał posiłki wyłącznie wtedy, gdy był w stanie sam umieścić je w swojej buzi. Dlatego zostałam brutalnie zmuszona do zgłębienia tajników metody BLW. I zamontowania odkurzacza na stałe pod fotelikiem do karmienia. 

6. Sam, sam, sam!

Syn od samego początku wykazywał ciągoty do samodzielności. Słowo „sam” było jednym z pierwszych, które wypowiadał. Dążenie do autonomii jest wpisane w naturę dzieci. I tę potrzebę należy zaspokajać, również w kwestii jedzenia. Odkryłam, że z kaszki można zrobić placuszki, z mięska ulepić kulki, szpinak i jarmuż ukryć w omlecie, zboża upchnąć w mufinkach, a jaglanką z bakaliami wypełnić wytłaczankę  po pralinkach. Paski, słupki, krążki, kulki, nieprzebrane możliwości, znacznie zdrowsze niż parówki! Nie martw się, że zawsze będziesz musiała tak czarować w kuchni. Potraktuj to jako triki na rozruch, metody na odczarowanie klątwy. Gdy dziecko polubi jedzenie i nabierze większej wprawy, zje to samo, co reszta rodziny. A może uda Ci się wstrzelić w potrzebę autonomii nieco łatwiejszą drogą? Na rynku dostępne są wielorazowe tubki do napełnienia musem, kaszką lub papką. Próbowałaś? 

7. Mały kucharz?

“Angażuj dziecko w zakupy i przygotowywanie posiłków”, grzmią oderwani od realiów eksperci. Faktycznie, moja czterolatka uwielbia wybierać w markecie nowe produkty i potem z ciekawością próbuje ich w domu. Ale dzidziusiowi, żyjącemu w systemie tu i teraz, ciężko będzie skojarzyć, że ten sosik to z tych szparagów, które wczoraj wrzucał z mamą do koszyka. Nie ośmieliłabym się proponować żadnej mamie, by spróbowała skorzystać z pomocy dziecka podczas gotowania obiadu, bo raz, że to niebezpieczne, a dwa … uda się wszystko, tylko nie obiad. Ale można pozwolić dziecku skomponować swoją porcję, poprzez samodzielne przekładanie produktów na swój talerzyk. Niech nasypie sobie kluseczków, weźmie pulpecika czy warzywa. Niech wybierze talerzyk i sztućce z kilku dostępnych wariantów. Niech udekoruje danie natką pietruszki, która potem wypluje, niech próbuje jeść rosół widelcem. Niech ma to swoje „sam, sam”, może nawet nie będzie protestował, gdy w międzyczasie przyjmie kilka łyżeczek z Twojej ręki. 

8. Lepsza drożdżówka, niż nic?

Och, nic bardziej mylnego. A już szczególnie, w przypadku niejadka, dla którego każda łyżeczka jest na wagę złota. Należy pilnować, by każdy kęs trafiający do jego buzi był czystym „złotem”. Dzieci mają instynkt samozachowawczy, nie zagłodzą się na złość mamie. Możesz być pewna, że kiedy poczują głód i ochotę, zjedzą wartościowy posiłek. Natomiast z pewnością tego nie poczują, gdy zapchamy je słodkimi bułkami, chrupkami, przekąskami. 

9. Bo się opije tego mleka…

A może martwi Cię to, że dziecko najada się mlekiem, mamy lub modyfikowanym? W tym drugim przypadku, faktycznie można ograniczyć podaż mleka na rzecz pokarmów stałych. Po ukończeniu przez dziecko roku, nie ma potrzeby podawania mu mleka modyfikowanego, można zastąpić je mlekiem krowim, a raczej jego pochodnymi: jogurt, twaróg, serek homogenizowany (muszę pisać, że naturalne, bez dodatku cukru i ewentualny owocowy smak uzyskujemy przez dodanie świeżych owoców?:)). Jednak mleko z piersi, to zdecydowanie więcej niż posiłek. Odmawianie piersi w celu „przegłodzenia” dziecka, to najgorsza z możliwych strategii. Jeśli dziecko z jakichś przyczyn odmawia zjedzenia posiłku, to czy myślisz, że zje go w momencie, gdy będzie nie tylko głodne, ale też wściekłe, sfrustrowane, niezaspokojone? Ten obiad, to wasze wspólne wyzwanie. Aby zakończyło się sukcesem, musicie obydwoje być w dobrej formie, w dobrym humorze, “wyregulowani”i emocjonalnie i pozytywnie nastawieni. Nieważne, że „jak się opije tego mleka”, zje mniej obiadu. Ważne, że zje chętnie i to doświadczenie będzie dla niego przyjemne. 

10. A co to, to zielone?

Nowości na talerzu malucha mogą wywołać skrajne reakcje. U mojego syna spotykały się z entuzjazmem i ciekawością, bardzo dobrze szło mu to samo risotto, gdy za każdym razem odnajdywał w nim coś nowego: fasolkę, kukurydzę, ciecierzycę, groszek. Podobnie było w przypadku zupełnie nowych potraw, co stanowiło dla mnie wyzwanie, bo mój zasób pomysłów na nowości szybko topniał. Dlatego wprowadziłam „system rotacyjny”, czyli w momencie znudzenia jakimś daniem, odkładałam je do lamusa i przywracałam do łask po jakimś czasie, gdy znów wywoływało zaskoczenie i entuzjazm. Jednak często zdarza się, że dzieci odmawiają nowości i kurczowo „uczepiają się” rosołu lub parówki. Wówczas można wykorzystać znane i lubiane potrawy jako „eskortę” dla nowości i podawać je razem. Nawet jeśli pozostaną nietknięte przez kilka, kilkanaście pierwszych razów. Mój syn dostawał na śniadanie jajko na twardo z bukietem gotowanych warzyw. Zawsze zostawiał nietkniętą marchewkę, którą nazywał „ma-fuj”. Pewnego dnia, nie podałam mu marchewki. Zdziwiony synek spojrzał na talerz i powiedział. „Ma-fuj. Nie ma”. I popłakał się. Tego dnia nie tknął śniadania, póki nie ugotowałam marchewki. I kiedy podałam mu ją z jajkiem, zjadł wszystko. Podobną historię opowiedziała mi przyjaciółka, której kilkuletnia, średnia córka konsekwentnie odmawiała jedzenia, uwielbianej przez resztę rodziny, owsianki z jabłkiem. Zawsze prosiła o kanapki, które oczywiście dostawała wedle życzenia i bez zbędnych komentarzy. Pewnego dnia powiedziała “ ja też chcę” i zjadła ze smakiem całą porcję. To tylko potwierdziło moje przekonanie, że nie wolno się poddawać.

11. „By niejadek zjadł obiadek”

No to może syropek na apetyt? Krótko: to ściema. Mnóstwo cukru, skład pozostawiający wiele do życzenia, żadnej udowodnionej skuteczności, nie ma prawa działać, a może przynieść szkody. Poczytaj niezależne źródła w Internecie, nim dasz się namówić. 

12. Czy naprawdę mało je?

Zrób eksperyment. Zapisuj wszystko, co zjadło Twoje dziecko w ciągu dnia. Narysuj na kartce talerz, nanieś na niego każdy posiłek, takiej wielkości, jaka realnie trafiła do jego brzucha. W pamięci miej też szacunkową objętość mleka, które wypiło, możesz namalować szklankę, dzbanek! I teraz wyobraź sobie żołądek dziecka, który wielkością odpowiada jego pięści! Namaluj tę pięść w rzeczywistym rozmiarze. Ile „żołądków” wypełniło dziś Twoje dziecko? 

13. Współodpowiedzialność. 

Myślisz, że to wyłącznie na Twoich barkach spoczywa odpowiedzialność za żywienie dziecka? Odetchnij. Dzielisz ją … z dzieckiem. Ono wie najlepiej, kiedy jest głodne i jakiej ilości potrzebuje. Wie lepiej niż Ty, pediatra, babcia Jola, mama Jasia, WHO i kolorowy schemat żywienia. Zaufaj dziecku. Ono nie musi być pulchniutkie jak cherubinek, nie musi wzbudzać podziwu na imprezach rodzinnych, nie musi jeść tyle, co córka sąsiadki. Musi mieć pozytywne skojarzenia związane z jedzeniem. Musi jeść tyle, ile potrzebuje. Musi być zdrowe i szczęśliwe. Jeśli takie jest, zapomnij o poprzednich punktach tego wpisu. A ten ostatni punkt wydrukuj i zastąp nim schemat żywienia, który pobrałaś ze strony producenta żywności dla dzieci i powiesiłaś na lodówce.