Matka matce wilkiem. Albo jadowitą żmiją. Albo złowrogą krawcową, która tylko patrzy, gdzie by tu wbić szpilę. Czy świat może pomieścić tylko ograniczoną liczbę dobrych mam i musimy się o to miano bić? Czy bierzemy udział w jakimś plebiscycie? Czy sukces sąsiadki oznacza naszą porażkę?
Oceny, porównania, krytyka – chleb powszedni matki Polki. To chyba niemożliwe, by być idealną w każdym obszarze, a mimo to, mam wrażenie, że właśnie tego się od nas – kobiet, wymaga. Biorąc pod uwagę fakt, że dysponujemy tylko stoma procentami siebie, nie możemy poświęcić się w stu procentach macierzyństwu, plus w stu procentach karierze, będąc przy tym stuprocentową gospodynią, żoną, kochanką i … stuprocentową sobą! Cudowne rozmnożenie procentów już znamy, z Biblii. Ale tam bohater okazał się być Bogiem, a my… My się mamy tłumaczyć z każdego naszego profanum. My, płodne szczepy winne we wnętrzu domu naszych mężów, w jednej dłoni dzierżące mopa, w drugiej dziecko, w trzeciej służbowy laptop, w czwartej elementarz, w piątej karnet na fitness, w szóstej zaczyn na chleb, w siódmej kij, w ósmej marchewkę, a dziewiątą drapiemy się po dupie do woli, dzięki świetnej organizacji. Dziesiątą głaszczemy po głowie męża, by niedoceniony biedak nie skręcił zbyt mocno w lewo. I nie daj Boże, zabraknie nam ręki, skorzystamy z pomocnej dłoni kogoś innego, a lada chwila z szafy wyskoczy jakaś nieskazitelna cenzorka, która pogrozi nam paluszkiem i powie: „Oj, mamuśka, źle, źle, źle! Ja, to bym nigdy, przenigdy …”.
Trzy, dwa, jeden, tryb “g•wnoburza” – aktywny! Robisz w ciąży usg? Oj, uważaj bo te fale szkodzą dziecku. Nie robisz? Oj, kuzynka nie robiła, a potem było za późno. Chodzisz do szkoły rodzenia? Oj, od tysiącleci kobiety rodzą dzieci i nie trzeba ich tego uczyć. Nie chodzisz do szkoły rodzenia? Oj, żal ci pewnie kasy, a to bardzo przydatna wiedza. Miałaś cesarkę? Oj, niedobrze, bo dziecko nie przeszło przez kanał rodny. Rodziłaś siłami natury? Oj, biedny ten twój kanał rodny. Karmisz piersią? Oj, współczuję twoim cyckom i mężowi. Karmisz butelką? Oj, biedny maluszek i jego zgryz. Jeszcze karmisz? Oj, to zboczone. Już nie karmisz? Oj, pewnie nie umiałas utrzymać pokarmu. Wróciłaś do pracy? Oj, uciekasz od własnego dziecka. Nie wróciłaś do pracy? Oj, ty leniuszku. Oddałaś do żłobka? Oj, zaburzasz rozwój emocjonalny dziecka. Nie oddałaś do żłobka? Oj, zaburzasz rozwój społeczny dziecka. Odpieluchowałaś? Oj, nie za wcześnie? Nie odpieluchowałaś? Oj, nie za późno? Sama gotujesz? Oj, nie lepiej poświecić ten czas dziecku? Kupujesz gotowe jedzenie? Oj, nie chce ci się samej ugotować? Chodzisz do kosmetyczki? Oj, ty próżna egoistko. Nie chodzisz do kosmetyczki? Oj, ty niezadbana flejo. Smarujesz dziecko kremem z filtrem? Oj, zaburzasz wchłanianie witaminy D. Nie smarujesz dziecka kremem z filtrem? Oj, dostanie raka skóry. Dajesz paracetamol przy 37,8? Oj, blokujesz naturalną reakcję obronną organizmu. Nie dajesz paracetamolu przy 37,8? Oj, ty potworze, ulżyj temu dziecku. Zakładasz mu buciki po domu? Oj, będzie miało wadę stóp. Biega boso po domu? Oj, będzie miało …wadę stóp. Wzięłaś je do lekarza? Oj, ty histeryczko, z taką pierdołą? Nie wzięłaś go do lekarza? Oj, ty nieodpowiedzialna ignorantko.
Dobra, zmordowałam się. Dopisz sobie.
Okazuje się, że kobieta idealna to zlepek sprzecznych ze sobą cech. Gdyby próbować ją ulepić, okazałoby się, że poszczególne elementy odpychają się jak identyczne bieguny magnesów. W większości przypadków, sukces w jednym obszarze, niesie za sobą porażkę w innym. I tylko my same możemy zdecydować, w jakiej kolejności poustawiamy swoje priorytety. Magiczna gąbka, która zmywa ślady markera ze ściany, usuwa przy okazji tynk. A żel do toalety jest bezlitosny nie tylko dla kamienia, ale również dla powierzchni.
I tylko jeden specyfik bez zarzutu spełnia swoją funkcję. Maść na tę część ciała, po której nie masz nawet czasu się podrapać…
Katarzyna Rybaniec