„Weź już nie grzesz, kobieto. Masz zdrowe dzieci, dach nad głową i wsad do gara. Idź do fryzjera i zaraz ci się polepszy. Tobie jest ciężko? To co mają powiedzieć kobiety, które …
”O, ja … Jak ja bym chciała, serio, jak ja bym bardzo chciała, żeby wszystkie moje problemy rozwiązała … wizyta u fryzjera! Proszę bardzo: nie śpisz czwartą noc z rzędu? Idź do fryzjera, będziesz … nie spać w czadowej fryzurze. Nie wyrabiasz się z pracą? Ależ, kochana, idź do fryzjera, będziesz zgarniać ochrzan od szefa, wyglądając oszałamiająco. Czujesz się samotna, niezrozumiana, bagatelizowana? Idź, złociutka, do fryzjera! Nie ma to jak samotność w „ombre”! I generalnie, zamiast zagłębiać się w refleksjach, pie****nij se refleksy! A co ja, biedna, mam począć, gdy … nie lubię chodzić do fryzjera? Kaplica. Nie ma dla mnie nadziei?
Zacznijmy może lepiej od kluczowego pytania: czy matki zdrowych dzieci, stabilne finansowo i emocjonalnie, w ogóle mają prawo do refleksji, smutku i westchnięcia? Czy, raczej, wypowiadając choćby najmniejsze „narzekanko”, od razu grzeszą? Może, po prostu, od łaskawości losu i szeroko pojętego dobrobytu, zwyczajnie poprzestawiało im się w d*pach? Na stos z takimi! Niewdzięczne! A pozostałe, które może i faktycznie mają trochę pod górkę – do fryzjera! I tym sposobem, mamy z głowy mamuśki! Empatię i wsparcie zachowajmy wyłącznie dla ciężko doświadczonych herosek (bez przekąsu: szacun, dziewczyny!), a te wszystkie uzurpatorki od razu sprowadźmy na ziemię, bo się jeszcze rozkręcą .
A teraz na serio. Wiesz, co? Masz święte prawo do wypowiadania na głos tego, co czujesz. To Twoje uczucia, nikt nie ma prawa ich podważać, oceniać czy bagatelizować. Nikt nie ma prawa decydować, czy faktycznie czujesz i myślisz to, co czujesz i myślisz, ani osądzać czy jesteś upoważniona do tego by tak czuć i myśleć. Możesz śmiało zwymiotować na kolejną złotą radę w stylu: „Powinnaś się cieszyć, powinnaś być wdzięczna, powinnaś pierdzieć entuzjazmem! I w żadnym wypadku nie wolno Ci narzekać – a jeśli zaczynasz, to w te pędy do fryzjera lub na inne takie tam … dziewczyńskie pierdoły”.
Uwaga, będę teraz ostro grzeszyć:
Macierzyństwo jest ciężkie .
Rezygnacja z kariery i życia towarzyskiego jest bolesna!
Poświęcenie swojego ciała i urody jest przykre!
Wysłuchiwanie płaczu, jęczenia, marudzenia i ciągłych kłótni … jest wk****ające .
Zabawa w sklep nie jest epicką rozrywką.
Uśmiech „bombelka” nie zawsze wynagradza Ci to, co poświęciłaś.
Jeśli zgadzasz się z powyższymi bluźnierstwami ,to nie oznacza, że jesteś wyrodną matką. To oznacza jedynie, że widzisz, słyszysz, czujesz i wyciągasz wnioski ( a jeśli się nie zgadasz … to ZAZDRO ). Dlatego, będę powtarzać do znudzenia: nie rezygnuj z siebie w macierzyństwie. Zostaw sobie przestrzeń, która jest tylko Twoja. I tylko Ty sama zdecyduj, czym ją wypełnisz: fryzjer i cappuccino, różaniec, joga, boks (czemu słownik zmienia mi na botoks?), szydełkowanie, doktorat lub Netflix! I wara wszystkim, od Twoich wyborów! Są tylko Twoje. Jeśli coś Cię wk**wia, to śmiało powiedz, że Cię wk**wia, a nie, że Cię uskrzydla, bo tak by wypadało. Jeśli coś sprawia Ci trudność, to mów o tym, proś o pomoc i nie oglądaj się na „wszystkie inne kobiety”, którym przychodzi to łatwo i jeszcze sprawia im taką nieopisaną radość … !
Spróbuj raz na zawsze zamknąć gębę wszystkim krytykom, spośród których, najgorszy jest Twój własny, wewnętrzny krytyk, szeptający Ci do ucha: jak możesz, wstydź się, żałuj i taplaj się w wyrzutach sumienia. Otóż, nie, kochana. Właśnie że możesz, nie ma się czego wstydzić i nie ma nic zdrożnego w dbaniu o własne dobro i komfort!
Puentę (podobno pisze się „pointę”), powierzam dzisiaj … Lasce z filmu „Chłopaki nie płaczą”: „Musisz odpowiedzieć sobie na jedno zaj**iście, ale to zaj**iście ważne pytanie. Co lubisz robić? A potem zacznij to robić”.