Rosół przerósł mistrza …
No, schrzaniłam. No, moja wina. No, wiem, tatuś tyle razy powtarzał. No, mogłam spalić mieszkanie. No, wszystko to wiem. Wiedziałam, już w momencie, gdy biegłam z powrotem do domu, a w mijanym przeze mnie samochodzie, ktoś słuchał „And I see fire, over the mountain, I see fire”… Nie, nie da się zaprzeczyć, jestem beznadziejna. Nie chodzę do pracy, nie zarabiam, mam pod opieką tylko jedno dziecko (drugie w przedszkolu), zamieniłam salon w pobojowisko (czy, jak kto woli, bazę), przypaliłam garnek, zmarnowałam rosół, byłam za miękka, żeby wyciągnąć dwulatka na zakupy wbrew jego sprzeciwom, w końcu zapomniałam zrobić zamówienie w drogerii i mam w domu tylko dwie pieluchy… Właśnie – nie odpieluchowałam dwulatka, nie odstawiłam go od piersi, nie wynalazłam leku na raka, nie zrobiłam doktoratu, nie piekę domowego chleba, nie lubię bawić się w sklep, nie chodzę na fitness … nie nadaję się do niczego! Czytaj więcej